Jak Boga kocham - on jest niesamowity! robi wywrotki, kiedy tylko na niego spojrzę, zresztą - sami zobaczcie. Słodziaczeeeek.





Wszystko do powiększenia.
Jako że jedna z osób (vide. ma ode mnie kotkę) odważyła się wyrazić swoją opinię na temat jednej z młodziutkich wolontariuszek. Po uszach dostałam i ja. Dlaczego? bo jest moją koleżanką.
(Jako że posty uwielbiają znikać w tajemniczych okolicznościach... pozwolę sobie wstawić PrintScreen)
http://img293.imageshack.us/img293/9291/54889604.png
Zaraz przypomniało mi się przysłowie - "Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie", znaczy, ja nie mogę stanąć w obronie osoby, która ma ode mnie kota, ale owej pani już tego nikt nie zabroni.
Zaczełam się zastanawiać, dlaczego moje koty zostały wciągnięte w tę dyskusję. Ano dlatego że leżącemu najlepiej dokopać, zamiast podać mu rękę. Miałam kilka nieudanych adopcji, fakt - ale teraz staram się jak mogę, bo wiem że popełniłam błąd. Bo człowiek się uczy na błędach. Pani, która wciągneła moje koty do tego bagna też mogłabym trochę zarzucić - kiedyś śmiała się ze mnie, że nie potrafię oddać kota. Później jedna z jej kotek wróciła z adopcji - przypadek?
A dlaczego dzika Morisia została skazana na poniewierkę? tego też się już nie dowiem.
Morał z tego jest taki - zanim zaczniemy sprzątać czyjeś podwórko, zacznijmy od swojego.
Nie wiem skąd ten przejaw agresji - może dlatego że też jestem fotografem, robię naprawdę dobre fotki?
Dlaczego wszystkie ładne koty, muszą być takie... ekhem... pyskate?
Buka to kocia miss. Małe uszka, kremowy żabocik. Na przystanku wzbudza zainteresowanie ludzi. Dzisiaj wstawiłam jej budkę do klatki - z racji tego, że nie mogę jej chwytać za kark. Ma teraz mniej miejsca, ale czuje się pewniej. Przecież ona uwielbia budki. Taaak, bardzo je uwielbia!
Kuwety zresztą też:)))
Jak to w życiu bywa. Wziełam pod swoje skrzydła dzikusa, z tego samego miejsca, z którego mam swoje małe, mizi/mizi. Decyzja zapadła. Miała do nas przyjechać szylkretka Buka, do towarzystwa dla Cukierka.
Buka przyjechała do nas z Milanówka, nie potrafię powiedzieć dlaczego akurat ona, a nie np. Bura p. Ciekawska (która bardziej rokuje) czy kompletnie dziki biało/bury Kropek. Bukę znamy od ponad roku, kiedy Milanówkiem zainteresowała się najpierw Ania (iskra666) a potem Rafał i Beata. Buka zawsze nas przerażała, za duże wyzwanie? czy może wyraz pyszczka prawdziwego oprycha. Koleżanka Killera...? jednak mimo towarzystwa dzikusów, pozwalała się głaskać, z niechęcią, ale jednak. Nie pacała, nie gryzła. To ją wyróżniało. Bukę próbowała oswajać najpierw MalgosiaD (która zmieniła jej imię z Korby, na Bukę) a potem Tajemniczy Wujek Z. - który się nią zainteresował. I Buka okazała się nie być jednak takim dzikusem, co prawda Buka zawsze była wciśnięta gdzieś pod grzejnik, czy wręcz za piecem, razem z dzikusami, sycząca, sprawiająca wrażenie dziczka, mimo to, głaskanie zaczeło jej sprawiać przyjemność. Zdecydowaliśmy się dać jej DT, chociaż z lekką obawą, czy się oswoi...? i przyjechała... Buka na początku zrobiła wejście smoka i zwiała do kąta. Mój widok nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Stała i oglądała się dookoła, jakby nie mogła uwierzyć dlaczego tutaj tak kolorowo. Przy mnie zwiedziła sobie pokój i nawet zerkała ciekawsko co robię. Następne dni przynosiły jako/taką poprawę. Bukę można było pogłaskać kiedy siedziała pod stołem, chociaż pierwsze dni przesiedziała za fotelem. Buka buszowała też i po kuchni, gdzie próbowała wejść do półeczki, w której głaskałam Kaya łopatką, ale stojące tam słoiki nie pozwoliły jej wejść do środka, więc uciekła za zasłonę na parapecie, i tam udawała że jej nie ma. Wydawała się bardziej zdenerwowana, bo okropnie syczała. Mimo iż nie było w niej większej agresji, nie zdecydowałam się na pogłaskanie jej ręką (Kayowi, też kiedyś zaufałam, skończyło się to na podrapanych i pogryzionych dłoniach) została więc głaskana łopatka i trochę się wtedy uspokoila. Wczorajszą noc spędziła jednak na szafie (a nie za) ma u nas dużego plusa - jeśli kot jest na widoku, to widać że obserwuje, jest ciekawy co się wokół niego dzieje (Kay przesiedział dwa miesiące za łóżkiem, widocznie nie miał wtedy ochoty na bliski kontakt) Buka, jest kotką zagadką, nie wiemy czy była oswojona, czy może urodziła się dzika, napewno jest płochliwa i z charakterem. Jest młodą (?) wysterylizowaną i zaszczepiona koteczką. Brakuje jej kilku zębów.
Teraz właśnie buszuje po pokojach, widziałam że mnie obserwuje, nawet chciała podejść, bo kręciła się w pobliżu (wreszcie, można ją było obejrzeć w całej okazałości) nawet obwąchała moją torbę. I nie z brzuchem na ziemi, tylko tak, jak moje koty. Czyli normalnie. Myślę że dobrze rokuje. Napewno będzie potrzebowała trochę czasu.
Dla Buki będziemy kiedyś szukać domku...
To Iskierka sprawiła że pokochałam biało/bure koty. Kiedy zobaczyłam Cukierka, wiedziałam że to właśnie jego zabiorę na DT. Pojawiło się jedno "ale". FIV - czyli Koci Aids. Testy wykazały że część kotów z grupy ma w sobie tego wirusa. Cukierek żył z tymi kotami, więc to było na 98% pewne że i on też go ma. Nie mogę narażać swoich kotów. Nie mogę. Nie mogę. Więc z niepokojem czekałam na wynik testów - które pomogły by mi w podjęciu decyzji, tak czy nie...
Testy wykazały że Cukieras nie ma ani kociej białaczki, ani też FIVa.
Szczęściu nie było końca!
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła? ale czy on o tym wie...?
Zaczeło się od tego oto kotka: