"Słodki cukierek rozpływa się w ustach
taki pyszny, czekoladowy.
Ciepło sie zrobiło, szczęście
mnie ogarnęło i przytuliło.
Co taki cukierek zdziałać może
i tylko marzyć by znów
moim życiem ogarnął... szczęście"
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła? ale czy on o tym wie...?
Zaczeło się od tego oto kotka:
Wtedy jeszcze nie wiedziałam że zakocham się w tzw. biało/burych pingwinach. Ale ta koteczka zakręciła moim światem, którym do tej pory rządziły głównie burasy. Bo ja kocham koty we wzorkach. I moja miłość trwała by zapewne do dziś, gdyby nie ONA. Przeglądając miau natknełam się na wątek z rozpaczliwym apelem o pomoc dla wychudzonej koteczki. Małej świat wywrócił się do góry nogami. Straciła wszystko, co miała i kochała. Przestała jeść. Chciała zgasnąć. Spojrzałam w te zielone oczy i zadałam sobie pytanie "Czy spróbować? przecież to Łódź, odległość trochę przekraczała nasze możliwości. Ale patrząc na kota, wiedziałam że on może nie doczekać decyzji. Powiedziałam tak i koteczka trafiła do mnie, dzięki uprzejmości Marty i Krzyśka ze Skierniewic. Iskierka wyglądała jak więzień z obozu koncentracyjnego, chociażby nasze Polskie Auschwitz, a kotka trafiła tylko do schroniska. Można jej jednak było policzyć wszystkie kosteczki, i uczyć się anatomi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że moja decyzja uratowała jej życie. Gdybym powiedziała "nie" - to ta historia miała by zupełnie inne zakończenie... nawet kiedy dwa moje koty zaraziły się od Iskierki grzybicą, nie żałowałam swojej decyzji. Domów Tymczasowych jest wciąż mało, a kotów coraz więcej. Gdyby ktoś chciał spróbować, a jeszcze się waha - uważam że naprawdę warto. Uratować czyjeś życie... wyobrażasz sobie? życie, które jest najcenniejszym skarbem, a które tak łatwo złamać. Nagrodą jest radość, wymalowana na pysiu szczęśliwca, wygrzewającego futerko w plamie słońca, na kanapie, w DOMKU. Ludzie, bierzcie koty ze schroniska!

Pierwsze zdjęcie - Iskierka zaraz po przyjeździe do mnie. Drugie zdjęcie - trzy miesiące później - widzisz różnicę?
Więc kiedy zobaczyłam Cukierka na miau, to już wiecie, jak się to skończyło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz