Tak to się zaczeło...
Stoję przed twoimi drzwiami, czy jeśli zapukam lub nacisnę przycisk dzwonka,
wpuścisz mnie do środka? Bo ja stoję i czekam. Tak właśnie na Ciebie dobry człowieku. Czekam na kogoś kto otworzy drzwi i powie że mogę wejść, ściągnąć płaszcz i zdjąć buty, w oczekiwaniu na kubek gorącej herbaty przed kominkiem. Czekam na
kogoś, kto powie że jestem już bezpieczny, i że moja podróż właśnie dobiegła do końca, bo trafiłem do celu. Czekając na odpowiedź, jeszcze trochę sobie tutaj posiedzę. Mam trochę czasu, jeszcze chwilkę... może dwie? za oknem pada deszcz, a jego krople spływają po szklanej szybie. Wpatruję się w tę scenę i nijak nie mogę zrozumieć otaczającego mnie świata. Krople kapią, i kapią, tak że widać odbicie w kałuży, której przybywa w miarę kapania. Podczas gdy marzenia pryskają jak bańki mydlane unoszące się gdzieś wysoko w powietrzu. Po czym znikają bez słowa. Tak jak moja nadzieja, która też kiedyś pryśnie. Jeśli nie znajdę tego, czego szukam.
Pytasz więc czego tak uparcie szukam? szukam bramy do lepszego świata, a ona jest zamknięta na klucz, który jest ukryty, gdzieś w sercu osoby, która powie mi, że jestem tym jednym, jedynym z wielu Katowickich "niekochanych" i to właśnie ze mną chce dzielić swoje życie i kanapę. Więc błądzę w swoim smutku, poszukując szczęścia, pukając od drzwi do drzwi. Myślę że zgubiłem drogę, a nie mam mapy ani kompasu, który wskazałby mi właściwy kierunek. Szukam ratunku, szukam też pomocy, po prostu szukam kogoś kto powie mi, którędy mam iść, a kierunek jest tylko jeden, czyli - dom/życie. Znaki które ciągle mijam wciąż prowadzą do ślepych zaułków mojego serca. Krzyczę z bezsilności, lecz słowa odbijają się tylko głuchym echem o ściany. Więc stoję i czekam. Bo nie mam innego wyjścia. Mogę się też poddać, przestać jeść, ale mam jeszcze w sobię siłę, która każe mi iść dalej. Nie wiem czy zapukać, czy może dalej tkwić w swojej niepewności, chociaż wciąż z nadzieją w szklanych oczach, które wpatrują się w drzwi jak w obraz. Biję się z myślami. A może to właśnie te drzwi? a za nimi mój klucz? stukam łapką o podłogę, z niecierpliwością, w nadziei, że jednak drewniane drzwi się otworzą. Nie myślę co będzie dalej. Kiedy mówię ludziom że straciłem wszystko, łącznie z sensem życia - jak moi koledzy i koleżanki, to słowa które wypowiadam zdają się być puste i pełne smutku, jak pomieszczenie
w którym przebywam. Wciąż pozostają bez odpowiedzi na którą czekam z niecierpliwością. Wielu ludzi mija mnie obojętnie. Nawet nie otwierają drzwi. Dobrze wiedzą że jestem jednym z tych zbłąkanych wędrowców, szukających swojego kącika na ziemi. Dla takich nie ma już miejsca... Jednak ja wiem jedno, kiedyś trafię do celu, Znalazłem już swoją bezpieczną przystań, w niej sobie poczekam, nie muszę błądzić i szukać drogi. Więc przycupnę sobie w kąciku i cichutko pomruczę... no tą... mantrę nadzieii.
Znalazłem się w DT. Dało mi to motywację do dalszych poszukiwań. Wierzę, że znajdę swojego ludzia...
A tak wygląda szukanie domu...
Pierwszy plan - mięciutkie i wygodne łóżko, drugi plan - okno, przez które wpadają promyki, wiosennego jeszcze słońca. To nie jest film, tylko scena z poranka (nie)zwykłego kota, dla którego każdy dzień, to piękna bajka, a marzenia są po to, żeby je spełniać. Otwierasz oczy, wyłączając dzwoniący wcześniej budzik klnąc coś pod nosem, po czym zwlekasz się niechętnie z cieplutkiego łóżka, i udajesz w stronę kuchni. Wychodząc, zerkasz krzywym okiem, z nutką zazdrości na wylegującego się w pierzynkach kota. Myślisz sobie "a temu to dobrze, pełny luuuz". Ty już szykujesz śniadanie, a kot nie zdążył sobie jeszcze nałożyć makijażu i zrobić pedicuru, nawet poranna toaleta, została przesunięta na później. Oto kot, który złapał przysłowiowego lenia i nie chce go puścić. Bo dzień jest zbyt piękny, żeby marnować go na jakieś głupotki, dla niego wszystko jest na później i później. Taka prosta, aczkolwiek bardzo banalna wymówka, którą wszyscy znamy. Najczęściej jednak żołądek bierze górę nad kocim lenistwem i wygrywa, bo Cukierek, zwleka się wtedy z łóżka równie niechętnie, jak ten ludź, który musi wstać rano do pracy, i rusza... wolnym, a potem coraz szybszym krokiem do kuchni, krok w krok za idącym tam człowiekiem. Głód rządzi, głód wygrywa, szczególnie kiedy wypełnione po brzegi miseczki, przyciągają i kuszą swoim zapachem jak magnes, nie można im się oprzeć. Łasuchem być i jeść, jeść, jeść... ile dusza zapragnie. Motto każdego porannego głodomora. Zresztą, patrząc na ten szorujący podłogę brzuszek, nie mam więcej pytań i pozostawiam to bez komentarza. Czasami ujrzysz go też siedzącego na samym szczycie szafy, gdzie spogląda na inne koty z wyższością, bo na szafie TY jesteś większy od innych, a "świat" tam na dole wydaje się taki mały i malutki, wszystko na wyciągnięcie łapy jest tu, na górze. Chociaż wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć, kiedyś trzeba będzie zejść z gór szczytów, na Ziemię, a raczej na mięciutki dywan. Tam na samym dole, gdzie z góry wszystko wydaje się mikroskopijnej wielkości, sa ogromne kanapy, pufy i fotele, z mięciutką zawartością, parapety z kocią 24h telewizją, i śliska podłoga, na której można uprawiać łyżwiarstwo artystyczne. Jednak mimo wszystko, uwagę rozbrykanego szaleńca przyciągają piórka w kolorach tęczy, długie sznurówki i sznureczki, które można brać w ząbki i ostre jak szpileczki pazurki. Piłeczki, i myszki, które walają się gdzieś po pokojach, schodzą wtedy na drugi plan, i kurzą się gdzieś w najciemniejszym kącie. Nastała cisza. Bo Cuki już leży do góry kołami, ale nie na szafie, na wysokościach, tylko w miejscu, w którym chciałby zatrzymać czas. Sprawić, żeby ta chwila, trwała wiecznie. To właśnie tu, na miękkiej podusi, przed ekranem ludzkiego telewizora, gdzie migają liczne, kolorowe obrazki. Przy człowieku. Miło spędza się czas, a szczególnie wieczory, kiedy można wyczuć w powietrzu tę rodzinną atmosferę. Cukierek, jak na słodziaka przystało, nie słodzi, tylko przechodzi od razu do rzeczy, strzelając w człowieka barankami na dzień dobry, udając później że to nie on. Chociaż Cukierek lubi sobie czasem pogadać i wyrazić swoje zdanie. Podczas miziania, w pokoju zapada głucha cisza, przerwana po chwili rozkosznym mruczeniem, wydawanym na podusi z towarzyszącym mu klasycznym wywaleniem brzucholka. Bo to właśnie na łóżku Cuki wydaje z siebie ciche mru, mru, z miną w stylu "tylko mnie kochaj", do którego dopisałby jeszcze "i mnie miziaj", a najlepiej po białym, lekko zaokrąglonym brzuszku, a może po pleckach? Cukierek jest nie tylko słodki wewnątrz, ale i na zewnątrz. Białe futerko, a na nim odcień burości w postaci tzw. płaszczyka, z licznym zbiorem cętek i pasków, gruby brzuszek, froterujący podłogi, lekko zakręcony ogonek, iście oliwkowe oczy, i łapki, rozkosznie ugniatające niewidzialne ciasteczka. A do tego okrągła główka, malinowy nosek, przyciągający uwagę makijaż (co prawda nie zawsze przygotowany na czas... ale jednak codziennie goszczący na słodkim pysiu, uśmiechającym się od ucha do ucha, w błękitne poranki) Ogromna postura, chociaż to tylko pozory, które mylą, bo w nim tkwi tylko łagodność i anielska siła spokoju. Charakterystyczny znak, gdyby można go było wpisać do "kociego dowodu osobistego", brzmiał by zapewne tak - znak szczególny - łatka na prawej łapie, zakręcony ogon. Hm... może to dawny uraz? a może już się z tym urodził? to już nie ma jednak żadnego znaczenia, bo Cukierek jest szczęśliwy, z takim ogonkiem, i w niczym mu to nie przeszkadza, a nawet sprawia, że jest wyjątkowy, taki rozpoznawalny. Cukierek jest też kotem ufnym, kochanym, ciekawskim. Gdyby umiał mówić, powiedziałby pewnie o jakim domku marzy, ale możemy się tylko domyślać o jaki domek mu chodzi, wysoka szafa? ogromne łóżko? pełna miska? no i ktoś kto powie, kilka miłych słów do ucha, których na pewno nie słyszał już od kilku ładnych lat. Bo Cukierek żył z kilkunastoma innymi kotami, w małym mieszkanku, tłok, marne jedzenie, wspólne kuwety, jak w sierocińcu... wszystko wspólne... ale to był cały jego Świat, inny mógł tylko podziwiać zza okiennej szyby. Okno na Świat... mówili o nim "jeden z 27" - ale nie powiedzieli też że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą? Bo dostał szanse, taką prawdziwą, od losu. Ze schroniskowego boksu, trafił wprost w czułe objęcia DT, do domku tymczasowego i nie jest już "jednym z 27". Chociaż na początku nie wiedział co to głaski (których w poprzednim mieszkaniu, na pewno mu brakowało) szybko zrozumiał znaczenie słowa DOM, rodzina. Lubi głaskanie, nawet sam o nie prosi, i kocha mruczeć, tak, mruuuczeć, po prostu kocha życie. Przy jedzeniu podchodzi, kręci ósemki wokół nóg, ale jednak jest coś, co utkwiło mu w pamięci, i nie potrafi tego wykasować. Może z czasem...? Cukierek panicznie boi się łapania, nie wie czy jedzie do weta, który chce mu pomóc, czy może wraca do piekła, z którego się wyrwał. Czuje strach przed pragnącym go złapać człowiekiem, z tym dziwnym pojemnikiem z kratkami , ale nie ma się czemu dziwić, nikt by nie lubił, żeby ganiała go jakaś dwunożna, i ogromna istota. Cukierek szuka domku, takiego, na dobre i na złe.
Cukierek ma ok. 5 lat, jest zdrowy, kuwetkowy, zaszczepiony, wykastrowany, odrobaczony, z książeczką zdrowia, płytą CD ze zdjęciami, ma ujemne testy FeLV/FIV (białaczka, koci HIV) - przy adopcji wymagane jest podpisanie umowy adopcyjnej.
Transport? napewno się znajdzie, wszystko jest do załatwienia, jeśli czujesz, że Cukierek jest TYM kotem... pomożemy mu do Ciebie dojechać.
Cukierek ma ok. 5 lat, jest zdrowy, kuwetkowy, zaszczepiony, wykastrowany, odrobaczony, z książeczką zdrowia, płytą CD ze zdjęciami, ma ujemne testy FeLV/FIV (białaczka, koci HIV) - przy adopcji wymagane jest podpisanie umowy adopcyjnej.
Transport? napewno się znajdzie, wszystko jest do załatwienia, jeśli czujesz, że Cukierek jest TYM kotem... pomożemy mu do Ciebie dojechać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz