czwartek, 6 maja 2010

Czy te oczy mogą kłamać...?


Buu, co coraz mniej Buuczy, posiedziała sobie, na kolankach!


środa, 5 maja 2010

Tekst alternatywny

Tekst alternatywny

Tekst alternatywny


Cukierek jest ogłoszony w wielu, wielu miejscach, których nie mogę nawet podać:) były o niego zapytania, ale... no ale... myślałam że domek będzie super, więc informowałam że Cuki już "zaklepany". Ale miałam czuja do ogłoszeń, więc na wszelki wypadek je zostawiłam. Zazwyczaj ściągam je, kiedy kot jest już w nowym domku. Ta metoda to jednak strzał w dziesiątkę.

Z Buką można wszystko, i w tym celu zapraszamy na .:filmik:.

Cukierek jednak szuka domku. 

Dziękuje Marysi (mar9) z forum miau za wizytę przed adopcyjną!

Buka się oswaja.

Dzisiaj nastąpił przełom. Buka wyciągnięta z budki nawet nie sykneła. Co nie zmienia faktu że nadal jest przerażona, ale nie siusia ze strachu. Wczoraj wypuściłam ją na chwilę z klatki, to pozwiedzała sobie pokój, czasami podchodziła aż za blisko mnie, na widok kotów się rozmruczała, no i oczywiście z dwa razy (sama!) wskoczyła do swojej klatki.

niedziela, 2 maja 2010

Buka robi się coraz bardziej proludzka. Napewno zostanie już charakternym kotem, bo jest szylką, a szylkretki to charakterne zołzy:)

Zaczeło się od tego że została posadzona na łóżku. Pierwsza reakcja to syki - ale nie przy dotknięciu (jak na tym filmiku) chwilę później kot leżał na łóżku i poddawał się głaskom:) napewno wystawiła brzusio, bo zauważyłam łysinkę po USG, ale tak się na mnie popatrzyła, że wolałam jej nie głaskać:)

No i oczywiście mruczała, nawet kiedy przestałam ją głaskać.

Czy pisałam Wam już, że Buka dostała budkę do klatki? oczywiście wiała do niej po pierwszej, lepszej okazji, ale dzisiaj popijała sobie wodę, kiedy w pokoju było zamieszanie...

sobota, 1 maja 2010

Ta budka to był jednak strzał w dziesiątkę. Łatwo kota wyciągnąć, i równie łatwo wsadzić. Dzisiaj posadziłam Bukę na łóżku i pozwoliła ze sobie wszystko, łącznie z przewróceniem na plecki, i masażem brzusia:)

Filmiki z moimi tymczasami:)

http://www.youtube.com/watch?v=jN_9s4yru24

http://www.youtube.com/watch?v=eyl6EzqTxfk

piątek, 30 kwietnia 2010

Zdjęcia, zdjęcia!


Jak Boga kocham - on jest niesamowity! robi wywrotki, kiedy tylko na niego spojrzę, zresztą - sami zobaczcie. Słodziaczeeeek.







Wszystko do powiększenia.

Cukierku, czy Ty już wiesz?


Dostałam drugie, fajne zapytanie o Cukierka. Przez tydzień, mimo allegra i mnóstwa innych ogłoszeń była cisza, a teraz bum! Wybrałam jednak domek w Zabrzu. Niedługo wizyta przedadopcyjna.

Jednak mam dylemat - czy Cukierek będzie szczęśliwy w niezakoconym domku? widzę, jak chodzi i nawołuje moje koty do zabawy. W zabrzu będzie jedynakiem, w Siemianowicach miałby kocią koleżankę... może uda się przekonać któryś domek do adopcji np. Krówka (brata bliźniaka Cukierka)

Hm...


Ostatnio na forum pojawił się dość kontrowersyjny temat - chodzi o Łódzką fundację Kocia Mama, która przygarneła m.in dwie dzikie kotki z Konińskiego schroniska. Miały pojechać po lepsze życie, dostały ledwo trzymający się barak. Zapytacie zapewne, co ja mam wspólnego z tym wątkiem?

Jako że jedna z osób (vide. ma ode mnie kotkę) odważyła się wyrazić swoją opinię na temat jednej z młodziutkich wolontariuszek. Po uszach dostałam i ja. Dlaczego? bo jest moją koleżanką

(Jako że posty uwielbiają znikać w tajemniczych okolicznościach... pozwolę sobie wstawić PrintScreen)

 http://img293.imageshack.us/img293/9291/54889604.png

Zaraz przypomniało mi się przysłowie - "Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie", znaczy, ja nie mogę stanąć w obronie osoby, która ma ode mnie kota, ale owej pani już tego nikt nie zabroni.

Zaczełam się zastanawiać, dlaczego moje koty zostały wciągnięte w tę dyskusję. Ano dlatego że leżącemu najlepiej dokopać, zamiast podać mu rękę. Miałam kilka nieudanych adopcji, fakt - ale teraz staram się jak mogę, bo wiem że popełniłam błąd. Bo człowiek się uczy na błędach. Pani, która wciągneła moje koty do tego bagna też mogłabym trochę zarzucić - kiedyś śmiała się ze mnie, że nie potrafię oddać kota. Później jedna z jej kotek wróciła z adopcji - przypadek?

A dlaczego dzika Morisia została skazana na poniewierkę? tego też się już nie dowiem.

Morał z tego jest taki - zanim zaczniemy sprzątać czyjeś podwórko, zacznijmy od swojego.

Nie wiem skąd ten przejaw agresji - może dlatego że też jestem fotografem, robię naprawdę dobre fotki? 

Trochę o Buce


Dlaczego wszystkie ładne koty, muszą być takie... ekhem... pyskate?

Buka to kocia miss. Małe uszka, kremowy żabocik. Na przystanku wzbudza zainteresowanie ludzi. Dzisiaj wstawiłam jej budkę do klatki - z racji tego, że nie mogę jej chwytać za kark. Ma teraz mniej miejsca, ale czuje się pewniej. Przecież ona uwielbia budki. Taaak, bardzo je uwielbia!

Kuwety zresztą też:)))

Buka była u doktora. Była bardzo grzeczna dziś


Buka była w lecznicy. Zazwyczaj staram się unikać wizyt jak ognia, ale nie spodobało mi się zgrubienie na karku Buki. Było mocno wyczuwalne, do tego stopnia, że nie potrafiłam jej chwycić za kark. Kot, o dziwo! był bardzo grzeczny w lecznicy, nawet nie drgnął na stole. Gulka na Buczynowym karku to na szczęście nie nowotwór, narazie obserwujemy. Odetchnełam z ulgą. Buka w torbie zachowuje się jak normalny kot! Tak, ta dzika Buka! niemożliwe, ale prawdziwe.

Cukierkowi szykuje się naprawdę dobry domek!

Cukierek już szuka domu


Tak to się zaczeło...

Stoję przed twoimi drzwiami, czy jeśli zapukam lub nacisnę przycisk dzwonka,
wpuścisz mnie do środka? Bo ja stoję i czekam. Tak właśnie na Ciebie dobry człowieku. Czekam na kogoś kto otworzy drzwi i powie że mogę wejść, ściągnąć płaszcz i zdjąć buty, w oczekiwaniu na kubek gorącej herbaty przed kominkiem. Czekam na
kogoś, kto powie że jestem już bezpieczny, i że moja podróż właśnie dobiegła do końca, bo trafiłem do celu. Czekając na odpowiedź, jeszcze trochę sobie tutaj posiedzę. Mam trochę czasu, jeszcze chwilkę... może dwie? za oknem pada deszcz, a jego krople spływają po szklanej szybie. Wpatruję się w tę scenę i nijak nie mogę zrozumieć otaczającego mnie świata. Krople kapią, i kapią, tak że widać odbicie w kałuży, której przybywa w miarę kapania. Podczas gdy marzenia pryskają jak bańki mydlane unoszące się gdzieś wysoko w powietrzu. Po czym znikają bez słowa. Tak jak moja nadzieja, która też kiedyś pryśnie. Jeśli nie znajdę tego, czego szukam.
Pytasz więc czego tak uparcie szukam? szukam bramy do lepszego świata, a ona jest zamknięta na klucz, który jest ukryty, gdzieś w sercu osoby, która powie mi, że jestem tym jednym, jedynym z wielu Katowickich "niekochanych" i to właśnie ze mną chce dzielić swoje życie i kanapę. Więc błądzę w swoim smutku, poszukując szczęścia, pukając od drzwi do drzwi. Myślę że zgubiłem drogę, a nie mam mapy ani kompasu, który wskazałby mi właściwy kierunek. Szukam ratunku, szukam też pomocy, po prostu szukam kogoś kto powie mi, którędy mam iść, a kierunek jest tylko jeden, czyli - dom/życie. Znaki które ciągle mijam wciąż prowadzą do ślepych zaułków mojego serca. Krzyczę z bezsilności, lecz słowa odbijają się tylko głuchym echem o ściany. Więc stoję i czekam. Bo nie mam innego wyjścia. Mogę się też poddać, przestać jeść, ale mam jeszcze w sobię siłę, która każe mi iść dalej. Nie wiem czy zapukać, czy może dalej tkwić w swojej niepewności, chociaż wciąż z nadzieją w szklanych oczach, które wpatrują się w drzwi jak w obraz. Biję się z myślami. A może to właśnie te drzwi? a za nimi mój klucz? stukam łapką o podłogę, z niecierpliwością, w nadziei, że jednak drewniane drzwi się otworzą. Nie myślę co będzie dalej. Kiedy mówię ludziom że straciłem wszystko, łącznie z sensem życia - jak moi koledzy i koleżanki, to słowa które wypowiadam zdają się być puste i pełne smutku, jak pomieszczenie
w którym przebywam. Wciąż pozostają bez odpowiedzi na którą czekam z niecierpliwością. Wielu ludzi mija mnie obojętnie. Nawet nie otwierają drzwi. Dobrze wiedzą że jestem jednym z tych zbłąkanych wędrowców, szukających swojego kącika na ziemi. Dla takich nie ma już miejsca... Jednak ja wiem jedno, kiedyś trafię do celu, Znalazłem już swoją bezpieczną przystań, w niej sobie poczekam, nie muszę błądzić i szukać drogi. Więc przycupnę sobie w kąciku i cichutko pomruczę... no tą... mantrę nadzieii.

Znalazłem się w DT. Dało mi to motywację do dalszych poszukiwań. Wierzę, że znajdę swojego ludzia...

A tak wygląda szukanie domu...

Pierwszy plan - mięciutkie i wygodne łóżko, drugi plan - okno, przez które wpadają promyki, wiosennego jeszcze słońca. To nie jest film, tylko scena z poranka (nie)zwykłego kota, dla którego każdy dzień, to piękna bajka, a marzenia są po to, żeby je spełniać. Otwierasz oczy, wyłączając dzwoniący wcześniej budzik klnąc coś pod nosem, po czym zwlekasz się niechętnie z cieplutkiego łóżka, i udajesz w stronę kuchni. Wychodząc, zerkasz krzywym okiem, z nutką zazdrości na wylegującego się w pierzynkach kota. Myślisz sobie "a temu to dobrze, pełny luuuz". Ty już szykujesz śniadanie, a kot nie zdążył sobie jeszcze nałożyć makijażu i zrobić pedicuru, nawet poranna toaleta, została przesunięta na później. Oto kot, który złapał przysłowiowego lenia i nie chce go puścić. Bo dzień jest zbyt piękny, żeby marnować go na jakieś głupotki, dla niego wszystko jest na później i później. Taka prosta, aczkolwiek bardzo banalna wymówka, którą wszyscy znamy. Najczęściej jednak żołądek bierze górę nad kocim lenistwem i wygrywa, bo Cukierek, zwleka się wtedy z łóżka równie niechętnie, jak ten ludź, który musi wstać rano do pracy, i rusza... wolnym, a potem coraz szybszym krokiem do kuchni, krok w krok za idącym tam człowiekiem. Głód rządzi, głód wygrywa, szczególnie kiedy wypełnione po brzegi miseczki, przyciągają i kuszą swoim zapachem jak magnes, nie można im się oprzeć. Łasuchem być i jeść, jeść, jeść... ile dusza zapragnie. Motto każdego porannego głodomora. Zresztą, patrząc na ten szorujący podłogę brzuszek, nie mam więcej pytań i pozostawiam to bez komentarza. Czasami ujrzysz go też siedzącego na samym szczycie szafy, gdzie spogląda na inne koty z wyższością, bo na szafie TY jesteś większy od innych, a "świat" tam na dole wydaje się taki mały i malutki, wszystko na wyciągnięcie łapy jest tu, na górze. Chociaż wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć, kiedyś trzeba będzie zejść z gór szczytów, na Ziemię, a raczej na mięciutki dywan. Tam na samym dole, gdzie z góry wszystko wydaje się mikroskopijnej wielkości, sa ogromne kanapy, pufy i fotele, z mięciutką zawartością, parapety z kocią 24h telewizją, i śliska podłoga, na której można uprawiać łyżwiarstwo artystyczne. Jednak mimo wszystko, uwagę rozbrykanego szaleńca przyciągają piórka w kolorach tęczy, długie sznurówki i sznureczki, które można brać w ząbki i ostre jak szpileczki pazurki. Piłeczki, i myszki, które walają się gdzieś po pokojach, schodzą wtedy na drugi plan, i kurzą się gdzieś w najciemniejszym kącie. Nastała cisza. Bo Cuki już leży do góry kołami, ale nie na szafie, na wysokościach, tylko w miejscu, w którym chciałby zatrzymać czas. Sprawić, żeby ta chwila, trwała wiecznie. To właśnie tu, na miękkiej podusi, przed ekranem ludzkiego telewizora, gdzie migają liczne, kolorowe obrazki. Przy człowieku. Miło spędza się czas, a szczególnie wieczory, kiedy można wyczuć w powietrzu tę rodzinną atmosferę. Cukierek, jak na słodziaka przystało, nie słodzi, tylko przechodzi od razu do rzeczy, strzelając w człowieka barankami na dzień dobry, udając później że to nie on. Chociaż Cukierek lubi sobie czasem pogadać i wyrazić swoje zdanie. Podczas miziania, w pokoju zapada głucha cisza, przerwana po chwili rozkosznym mruczeniem, wydawanym na podusi z towarzyszącym mu klasycznym wywaleniem brzucholka. Bo to właśnie na łóżku Cuki wydaje z siebie ciche mru, mru, z miną w stylu "tylko mnie kochaj", do którego dopisałby jeszcze "i mnie miziaj", a najlepiej po białym, lekko zaokrąglonym brzuszku, a może po pleckach? Cukierek jest nie tylko słodki wewnątrz, ale i na zewnątrz. Białe futerko, a na nim odcień burości w postaci tzw. płaszczyka, z licznym zbiorem cętek i pasków, gruby brzuszek, froterujący podłogi, lekko zakręcony ogonek, iście oliwkowe oczy, i łapki, rozkosznie ugniatające niewidzialne ciasteczka. A do tego okrągła główka, malinowy nosek, przyciągający uwagę makijaż (co prawda nie zawsze przygotowany na czas... ale jednak codziennie goszczący na słodkim pysiu, uśmiechającym się od ucha do ucha, w błękitne poranki) Ogromna postura, chociaż to tylko pozory, które mylą, bo w nim tkwi tylko łagodność i anielska siła spokoju. Charakterystyczny znak, gdyby można go było wpisać do "kociego dowodu osobistego", brzmiał by zapewne tak - znak szczególny - łatka na prawej łapie, zakręcony ogon. Hm... może to dawny uraz? a może już się z tym urodził? to już nie ma jednak żadnego znaczenia, bo Cukierek jest szczęśliwy, z takim ogonkiem, i w niczym mu to nie przeszkadza, a nawet sprawia, że jest wyjątkowy, taki rozpoznawalny. Cukierek jest też kotem ufnym, kochanym, ciekawskim. Gdyby umiał mówić, powiedziałby pewnie o jakim domku marzy, ale możemy się tylko domyślać o jaki domek mu chodzi, wysoka szafa? ogromne łóżko? pełna miska? no i ktoś kto powie, kilka miłych słów do ucha, których na pewno nie słyszał już od kilku ładnych lat. Bo Cukierek żył z kilkunastoma innymi kotami, w małym mieszkanku, tłok, marne jedzenie, wspólne kuwety, jak w sierocińcu... wszystko wspólne... ale to był cały jego Świat, inny mógł tylko podziwiać zza okiennej szyby. Okno na Świat... mówili o nim "jeden z 27" - ale nie powiedzieli też że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą? Bo dostał szanse, taką prawdziwą, od losu. Ze schroniskowego boksu, trafił wprost w czułe objęcia DT, do domku tymczasowego i nie jest już "jednym z 27". Chociaż na początku nie wiedział co to głaski (których w poprzednim mieszkaniu, na pewno mu brakowało) szybko zrozumiał znaczenie słowa DOM, rodzina. Lubi głaskanie, nawet sam o nie prosi, i kocha mruczeć, tak, mruuuczeć, po prostu kocha życie. Przy jedzeniu podchodzi, kręci ósemki wokół nóg, ale jednak jest coś, co utkwiło mu w pamięci, i nie potrafi tego wykasować. Może z czasem...? Cukierek panicznie boi się łapania, nie wie czy jedzie do weta, który chce mu pomóc, czy może wraca do piekła, z którego się wyrwał. Czuje strach przed pragnącym go złapać człowiekiem, z tym dziwnym pojemnikiem z kratkami , ale nie ma się czemu dziwić, nikt by nie lubił, żeby ganiała go jakaś dwunożna, i ogromna istota. Cukierek szuka domku, takiego, na dobre i na złe.

Cukierek ma ok. 5 lat, jest zdrowy, kuwetkowy, zaszczepiony, wykastrowany, odrobaczony, z książeczką zdrowia, płytą CD ze zdjęciami, ma ujemne testy FeLV/FIV (białaczka, koci HIV) - przy adopcji wymagane jest podpisanie umowy adopcyjnej.

Transport? napewno się znajdzie, wszystko jest do załatwienia, jeśli czujesz, że Cukierek jest TYM kotem... pomożemy mu do Ciebie dojechać.

Buka. Ostra jak brzytwa...


Jak to w życiu bywa. Wziełam pod swoje skrzydła dzikusa, z tego samego miejsca, z którego mam swoje małe, mizi/mizi. Decyzja zapadła. Miała do nas przyjechać szylkretka Buka, do towarzystwa dla Cukierka.

Buka przyjechała do nas z Milanówka, nie potrafię powiedzieć dlaczego akurat ona, a nie np. Bura p. Ciekawska (która bardziej rokuje) czy kompletnie dziki biało/bury Kropek. Bukę znamy od ponad roku, kiedy Milanówkiem zainteresowała się najpierw Ania (iskra666) a potem Rafał i Beata. Buka zawsze nas przerażała, za duże wyzwanie? czy może wyraz pyszczka prawdziwego oprycha. Koleżanka Killera...? jednak mimo towarzystwa dzikusów, pozwalała się głaskać, z niechęcią, ale jednak. Nie pacała, nie gryzła. To ją wyróżniało. Bukę próbowała oswajać najpierw MalgosiaD (która zmieniła jej imię z Korby, na Bukę) a potem Tajemniczy Wujek Z. - który się nią zainteresował. I Buka okazała się nie być jednak takim dzikusem, co prawda Buka zawsze była wciśnięta gdzieś pod grzejnik, czy wręcz za piecem, razem z dzikusami, sycząca, sprawiająca wrażenie dziczka, mimo to, głaskanie zaczeło jej sprawiać przyjemność. Zdecydowaliśmy się dać jej DT, chociaż z lekką obawą, czy się oswoi...? i przyjechała... Buka na początku zrobiła wejście smoka i zwiała do kąta. Mój widok nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Stała i oglądała się dookoła, jakby nie mogła uwierzyć dlaczego tutaj tak kolorowo. Przy mnie zwiedziła sobie pokój i nawet zerkała ciekawsko co robię. Następne dni przynosiły jako/taką poprawę. Bukę można było pogłaskać kiedy siedziała pod stołem, chociaż pierwsze dni przesiedziała za fotelem. Buka buszowała też i po kuchni, gdzie próbowała wejść do półeczki, w której głaskałam Kaya łopatką, ale stojące tam słoiki nie pozwoliły jej wejść do środka, więc uciekła za zasłonę na parapecie, i tam udawała że jej nie ma. Wydawała się bardziej zdenerwowana, bo okropnie syczała. Mimo iż nie było w niej większej agresji, nie zdecydowałam się na pogłaskanie jej ręką (Kayowi, też kiedyś zaufałam, skończyło się to na podrapanych i pogryzionych dłoniach) została więc głaskana łopatka i trochę się wtedy uspokoila. Wczorajszą noc spędziła jednak na szafie (a nie za) ma u nas dużego plusa - jeśli kot jest na widoku, to widać że obserwuje, jest ciekawy co się wokół niego dzieje (Kay przesiedział dwa miesiące za łóżkiem, widocznie nie miał wtedy ochoty na bliski kontakt) Buka, jest kotką zagadką, nie wiemy czy była oswojona, czy może urodziła się dzika, napewno jest płochliwa i z charakterem. Jest młodą (?) wysterylizowaną i zaszczepiona koteczką. Brakuje jej kilku zębów. 

Teraz właśnie buszuje po pokojach, widziałam że mnie obserwuje, nawet chciała podejść, bo kręciła się w pobliżu (wreszcie, można ją było obejrzeć w całej okazałości) nawet obwąchała moją torbę. I nie z brzuchem na ziemi, tylko tak, jak moje koty. Czyli normalnie. Myślę że dobrze rokuje. Napewno będzie potrzebowała trochę czasu. 

Dla Buki będziemy kiedyś szukać domku...

Cukierek - pierwsze kroki w DT


To Iskierka sprawiła że pokochałam biało/bure koty. Kiedy zobaczyłam Cukierka, wiedziałam że to właśnie jego zabiorę na DT. Pojawiło się jedno "ale". FIV - czyli Koci Aids. Testy wykazały że część kotów z grupy ma w sobie tego wirusa. Cukierek żył z tymi kotami, więc to było na 98% pewne że i on też go ma. Nie mogę narażać swoich kotów. Nie mogę. Nie mogę. Więc z niepokojem czekałam na wynik testów - które pomogły by mi w podjęciu decyzji, tak czy nie...

Testy wykazały że Cukieras nie ma ani kociej białaczki, ani też FIVa.

 Szczęściu nie było końca!

Cukierek - trochę słodkości i mnóstwo radości!


"Słodki cukierek rozpływa się w ustach 
taki pyszny, czekoladowy. 
Ciepło sie zrobiło, szczęście 
mnie ogarnęło i przytuliło. 
Co taki cukierek zdziałać może 
i tylko marzyć by znów 
moim życiem ogarnął... szczęście"


Ciekawość to pierwszy stopień do piekła? ale czy on o tym wie...?

Zaczeło się od tego oto kotka:


Wtedy jeszcze nie wiedziałam że zakocham się w tzw. biało/burych pingwinach. Ale ta koteczka zakręciła moim światem, którym do tej pory rządziły głównie burasy. Bo ja kocham koty we wzorkach. I moja miłość trwała by zapewne do dziś, gdyby nie ONA. Przeglądając miau natknełam się na wątek z rozpaczliwym apelem o pomoc dla wychudzonej koteczki. Małej świat wywrócił się do góry nogami. Straciła wszystko, co miała i kochała. Przestała jeść. Chciała zgasnąć. Spojrzałam w te zielone oczy i zadałam sobie pytanie "Czy spróbować? przecież to Łódź, odległość trochę przekraczała nasze możliwości. Ale patrząc na kota, wiedziałam że on może nie doczekać decyzji. Powiedziałam tak i koteczka trafiła do mnie, dzięki uprzejmości Marty i Krzyśka ze Skierniewic. Iskierka wyglądała jak więzień z obozu koncentracyjnego, chociażby nasze Polskie Auschwitz, a kotka trafiła tylko do schroniska. Można jej jednak było policzyć wszystkie kosteczki, i uczyć się anatomi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że moja decyzja uratowała jej życie. Gdybym powiedziała "nie" - to ta historia miała by zupełnie inne zakończenie... nawet kiedy dwa moje koty zaraziły się od Iskierki grzybicą, nie żałowałam swojej decyzji. Domów Tymczasowych jest wciąż mało, a kotów coraz więcej. Gdyby ktoś chciał spróbować, a jeszcze się waha - uważam że naprawdę warto. Uratować czyjeś życie... wyobrażasz sobie? życie, które jest najcenniejszym skarbem, a które tak łatwo złamać. Nagrodą jest radość, wymalowana na pysiu szczęśliwca, wygrzewającego futerko w plamie słońca, na kanapie, w DOMKU. Ludzie, bierzcie koty ze schroniska!

Pierwsze zdjęcie - Iskierka zaraz po przyjeździe do mnie. Drugie zdjęcie - trzy miesiące później - widzisz różnicę?

Więc kiedy zobaczyłam Cukierka na miau, to już wiecie, jak się to skończyło?